Przegęszczenie, zła pogoda i drapieżniki zdziesiątkowały świdnickiego susła

Autor: |

Jeszcze kilka lat temu spotkanie z susłem perełkowanym na świdnickim lotnisku nie było niczym wyjątkowym. Dziś – według wyliczeń biologów – żyje tu zaledwie 10 osobników. Co było przyczyną upadku tego suślego królestwa?

– To był splot wielu negatywnych czynników – twierdzą specjaliści. – Największe jednak spustoszenie spowodowało przegęszczenie. Do odbudowania populacji potrzebne będzie przywiezienie ponad 100 osobników z Zamojszczyzny. Jest szansa, że nastąpi to jeszcze w tym roku. Suseł perełkowany, zarówno w Polsce, jak i Europie jest gatunkiem wymierającym.

Jego naturalnym siedliskiem jest step, z niską trawą, bez zadrzewień, z szerokim polem widzenia. Daleko idące zmiany w rolnictwie, w latach 90. spowodowały gwałtowne zmniejszenie się powierzchni pastwisk. Suseł zaczął tracić swoje podstawowe siedlisko. Spowodowało to natychmiastowe zanikanie gatunku.

Świdnicka kolonia nie jest naturalna. Powstała poprzez niekontrolowaną introdukcję. W latach 1984-86, osoba, która pracowała w pobliżu jednego z rezerwatów na Zamojszczyźnie, przywiozła tu około 40 susłów. Wtedy gryzoń ten nie był jeszcze gatunkiem chronionym. Kolonia szybko się rozrosła. Nowym lokatorom zupełnie nie przeszkadzały silniki startujących i lądujących maszyn, czy ciągniki regularnie koszące trawę. Gdy władze województwa zaplanowały rozbudowę lotniska, pomyślano o przeniesieniu części tej kolonii. Ekolodzy natychmiast wpisali obszar lotniska w Świdniku do sieci Natura 2000, co skutecznie zablokowało tego typu działania.

W ramach consensusu zmieniono położenie pasa startowego. Co ciekawe, ostatnie susły, które przetrwały populacyjną zapaść, żyją dziś wokół najruchliwszego miejsca na lotnisku.

– Świdnicka populacja przeżywała swój najlepszy okres w latach 2003-2006 – mówi Krzysztof Próchnicki, biolog, pracownik Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, pracujący przy projekcie ochronnym susła od 2000 roku. – Wtedy liczebność dochodziła nawet do 12,5 tysięcy osobników. To dużo, ale trzeba też podkreślić, że żyły one na bardzo dużym areale. Do tej pory był to największy obiekt, na którym zinwentaryzowaliśmy kolonię. Pierwszy znaczący spadek liczebności zanotowaliśmy już w 2007 roku. Nie było to nadzwyczajne zjawisko. Gdy przeanalizujemy literaturę fachową, znajdziemy dowody, że wielkie kolonie, po tak dużym wzroście ilościowym, automatycznie się załamywały. Wiąże się to z mechanizmem często spotykanym u gryzoni, towarzyszącym przegęszczeniu. Siedlisko wypełnia się i w pewnym momencie dochodzi do zablokowania procesu rozmnażania. Liczebność zwierząt zaczyna bardzo drastycznie spadać. Na to nakłada się jeszcze wiele innych niekorzystnych czynników. Wystarczyło, że trzy lata z rzędu zimy były stosunkowo lekkie z dużą ilością odwilży, a wiosny były zimne i deszczowe. Pewne znaczenie, ale już w okresie gdy kolonia była w silnym regresie miała też obecność naturalnych wrogów susła. Chociaż, jeśli mówimy o kolonii liczącej kilka czy nawet kilkanaście tysięcy osobników, to nie można stwierdzić, że znaczącą rolę w jej załamaniu miały drapieżniki, gdyż raczej pełnią one w tym przypadku rolę selekcyjną, odławiając osobniki słabe i chore. Często słyszy się, że przyczyną wyginięcia świdnickich susłów był chów wsobny, czyli kojarzenie krewniacze. Chów wsobny w naturze nie jest zjawiskiem korzystnym – często prowadzi do zmniejszenia się różnorodności genetycznej populacji.

– Suseł jednak nie jest podatny na chów wsobny – rozwiewa te podejrzenia K. Próchnicki. – Istnieją specjalne mechanizmy, dzięki którym broni się przed tym zjawiskiem. To nie jest tak, że wszystkie osobniki krzyżują się ze wszystkimi. W suślim świecie panuje klanowość, a ta zapobiega niekontrolowanemu krzyżowaniu. Podstawowej przyczyny załamania się świdnickiej kolonii upatrujemy głównie w przegęszczeniu. W takiej sytuacji dochodzi do wypełnienia siedliska i zwierzęta przestają się rozmnażać. To naturalne prawo natury. Biorąc pod uwagę, że suseł żyje zaledwie cztery – pięć lat, w pierwszym roku jeszcze nie widać skutków tego procesu. Problem zaczyna się po dwóch latach, kiedy część osobników wymiera. Największa tragedia dzieje się w trzecim i czwartym roku, kiedy dochodzi do całkowitego załamania liczebności.

Pracownicy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska wraz z zespołem naukowców, pod kierunkiem dra Stefana Męczyńskiego, od ponad 10 lat realizują projekt ochronny wszystkich kolonii susła. Efekty już są.

Krzysztof Próchnicki, biolog, pracownik Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, od 2000 roku zajmuje się ochroną susła perełkowanego. Wprawdzie w kilku koloniach nie udało się im odbudować stanu liczebności, ale w dwóch mają już duże osiągnięcia. Kolonię koło Miączyna, w pobliżu Zamościa odbudowali ze stanu 12 osobników do ponad 6 tysięcy. W przypadku drugiej kolonii z miejscowości Chochłów, z której pochodziły osobniki przywiezione do Świdnika, odbudowali stan z liczby 20 osobników do 1,5 tysiąca.

– To już można uznać za impuls, który pozwala pozytywnie myśleć o przyszłości tego gatunku – dodaje K. Próchnicki. Stały monitoring prowadzony jest także w Świdniku. Wynika z niego, że na terenie lotniska żyje mniej niż 10 osobników.

– Ostatnio próbujemy przeprowadzić tutaj reintrodukcję. Oczywiście zgodził się na to właściciel terenu, czyli Port Lotniczy, który zamierza z własnych środków przeprowadzić ten zabieg. W przedsięwzięcie zamierza włączyć się także Polska Akademia Nauk w Krakowie, która chce prowadzić badania, między innymi, nad zależnością przegęszczenia w świdnickiej kolonii a pasożytami, towarzyszącymi susłom w takich sytuacjach. Są więc duże szanse na odbudowę tej kolonii.

Proces będzie wiązał się z pilnowaniem nowych susłów, koszeniem roślinności, dbaniem o odpowiedni skład gatunkowy traw, nawożeniem, rekultywacją terenu, płoszeniem drapieżników. Jeśli kolonia trafi na dobre warunki, odbudowuje się szybko – uspokaja K. Próchnicki.

Do przeprowadzenia „świdnickiej reintrodukcji” susły zostaną przywiezione z Miączyna. Tam liczebność tych zwierzątek sięga 6,5 tysiąca i zaczyna osiągać poziom przegęszczenia. Biolodzy zamierzają przesiedlić na świdnickie lotnisko około 150 sztuk. To będzie obopólna korzyść, zarówno dla kolonii z Miączyna jak i tej świdnickiej. Nowe susły zostaną umiejscowione w pewnej odległości od dotychczasowych lokatorów. Specjaliści uważają, że trzeba obserwować, co dzieje się z resztką starej kolonii. Istnieje obawa, że może dochodzić do silnych konfl iktów terytorialnych pomiędzy nowo wsiedlanymi a „miejscowymi” osobnikami.

– Jeżeli uda nam się przebrnąć przez skomplikowaną procedurę rygorystycznych przepisów, nowe susły trafi ą do Świdnika już w lipcu – zapewniają biolodzy.

– Jesteśmy gotowi do pomocy, także finansowej – zapewnia Piotr Jankowski, rzecznik prasowy spółki Port Lotniczy Lublin. – Nam także zależy na odbudowaniu kolonii susła perełkowanego. To przecież nieformalna maskotka lotniska i Świdnika. 

 fot. Krzysztof Próchnicki

Last modified: 2 lipca 2020

Zmień język »