Na to pytanie Marek Miłosz odpowiedział twierdząco. Absolwent II LO im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego w Świdniku, student I roku retoryki stosowanej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, biblioteczny wolontariusz, pisze wiersze, chociaż nie sądzi, by otrzymał za nie tyle nagród, co wielki Czesław Miłosz. Poezja to jednak nie jedyne zainteresowanie świdniczanina.
– Pisanie zaczęło się przypadkiem. Miałem 12 lat i grałem w symulator lotniczy. Myślałem o Choroszczy, mieście na Podlasiu, nieco mniejszym od Świdnika, ale bardzo ładnym. Mieszka tam moja dalsza rodzina. Zacząłem wymyślać śmieszne rymy, coś w stylu „Choroszcz wiejskie miasteczko, w którym można zjeść ciasteczko” – wspomina początki swojej przygody z poezją Marek. Dodaje: – Do tego zainteresowania mogła się też przyczynić polonistka ze Szkoły Podstawowej nr 4, pani Zofia Wnuczek, która prezentowała nam wiersze Herberta, Miłosza, czasami kazała się nauczyć jakiegoś na pamięć. Później mogły to pogłębić kolejne nauczycielki, również z „Czwórki”, panie Agnieszka Lubowiecka i Magdalena Skwarczyńska-Zuch, za których namową brałem udział w konkursach literackich.
O życiu, mężczyznach i kobietach
Marek zaczynał od wierszyków rymowanych i, jak sam przyznaje, do dzisiaj lubi rymy, ale nie zawsze mu one wychodzą. Jak na tak młodą osobę, tematykę utworów wybrał bardzo dojrzałą. Tworzy wiersze o życiu, mężczyznach i kobietach, dotyka spraw społecznych. Wyjaśnia, że wynika to z codziennych obserwacji i osobistych doświadczeń.
– Piszę, między innymi, o szacunku do drugiego człowieka, kulturze osobistej, o tym, żeby nie pędzić za pieniędzmi – mówi student. – Nie chcę piętnować konkretnych osób, raczej wady i przywary. Mam dużo wierszy wspomnieniowych. Na przykład mój nowy utwór „Czerń i biel” inspirowany jest zdjęciem klasowym z gimnazjum. Z racji tego, że nie lubiłem tej grupy, coś mnie tknęło, by napisać na temat przemijania związanego z tamtą klasą. Niektóre przyjaźnie widoczne na fotografii już się rozluźniły albo całkiem rozpadły. Doszedłem więc do wniosku, że nawet kolorowa fotografia w głębi może się okazać czarno-biała, bo większości tego, co było, już nie ma. Mam też utwór o świdniczance z kręgu Solidarności, która razem z milicjantem zostaje porwana przez gangsterów. Aby się uratować z tej opresji, muszą współpracować ze sobą. Lubię też panegiryki. Są dedykowane osobom, do których czuję ogromną sympatię lub wdzięczność, znajomym, krewnym. Wychodzą z serca i autentycznej sympatii. „Eleganse” poświęciłem pani Agnieszce Lubowieckiej, niezwykłej polonistce, która w ferie 2017 roku prowadziła bardzo ciekawe zajęcia pod nazwą „Jawne komplety”. Jestem zwolennikiem krótkich wierszy, bo chętniej się je czyta i łatwej zapamiętuje, a taki jest właśnie utwór „Eleganse”.
W literackim dorobku młodego pisarza nie brakuje również utworów dotyczących kolejnego kręgu jego zainteresowań, czyli II wojny światowej, umundurowania i lotnictwa.
– Jak wspomniałem, moja przygoda z poezją rozpoczęła się przy symulatorze lotów, na których uczył latać mnie mój tata – wyjaśnia mój rozmówca. – Niedawno napisałem utwór o legendarnym samolocie Spitfire, na którym podczas II wojny światowej latali głównie Polacy. Miałem okazję widzieć go podczas pokazów „Lotnicze Depułtycze”, stąd też piszę, że „cudo techniki ujrzałem”. Przyznam jednak, że nie jest łatwo stworzyć wiersz o samolocie.
Bella storia
Samolot pojawia się też na okładce pierwszego tomiku wierszy Marka. Jest to amerykański bombowiec B-24J Liberator (Wyzwoliciel). Publikacja nosi tytuł „La mia bella storia. Moja piękna historia”, a w jej powstaniu znów maczał palce przypadek.
– Dzięki pani Agnieszce Lubowieckiej odkryłem stronę internetową Rideró, na której można tworzyć okładki 3d. Jesienią 2016 r. zrobiłem projekt pt. „Zbiór wierszy o Świdniku i nie tylko”, ale wtedy jeszcze nie myślałem o wydaniu tomiku. Później uświadomiłem sobie, że mam tych wierszy sporo i stwierdziłem, że trzeba coś z nimi zrobić. Namówiłem rodziców, by sfinansowali mi wydawnictwo. Proces trochę się przeciągał, ale w końcu się udało. Tomik ukazał się tuż przed pandemią, w Walentynki 2020 roku. Wtedy też zorganizowałem w Miejsko-Powiatowej Bibliotece Publicznej spotkanie autorskie z konkursem, podczas którego pomogli mi znajomi z klasy. Zgłosili się niemal od razu i jestem im za to bardzo wdzięczny. Pierwszą część tomiku zatytułowałem „Życie”, drugą „O kobietach i nie tylko”. Jeśli chodzi o okładkę, zdecydowałem się nie iść za „trendami”. Ten samolot, mimo złych, wojennych skojarzeń, uważam za wyraz piękna, podobną tematykę podjąłem też w wierszu Schönheit. Biorę też udział w różnych konkursach literackich, a moje wiersze opublikowane zostały w antologii „Gra słów”. Prezentowałem je również podczas Świdnickiego Festiwalu Poezji pod nazwą „Mieszkania Poezji”. Wydaje mi się, że odbiór jest raczej pozytywny. Jeśli są głosy krytyczne, słucham ich i ewentualnie staram się poprawić. Pierwszą czytelniczką moich utworów jest zazwyczaj koleżanka, też poetka, więc zna się na rzeczy i na pewno jej opinie biorę pod uwagę – opowiada M. Miłosz.
Włoskie nuty
Marek próbuje też swoich sił w prozie. Jego literackim marzeniem jest wydanie książki: – Od kilku lat piszę opowiadanie. Jest to komedia o II wojnie światowej, w której zminimalizowałem jej smutne aspekty, a skupiłem się na galerii bohaterów różnej narodowości. Chciałbym także rozwinąć w prozę wiersz o kobiecie z Solidarności – byłoby to coś w stylu filmów buddy-cop, gdzie dwójka osób o różnych przeciwieństwach musi ze sobą współpracować. Akcja działaby się w Świdniku, w latach 80. Od razu powiem, że trudniej jednak tworzyć poezję. W niewielu słowach trzeba przekazać istotę sprawy, tego, co mnie nurtuje, ciekawi, zastanawia. Trzeba uważać na każde słowo. I z natchnieniem różnie bywa…
Jeśli chodzi o literackich idoli, świdniczanin takich nie ma, ale bardzo chętnie czyta utwory lokalnych poetów: ks. Wojciecha Zasady, Joanny Pąk, Janusza Adamczyka, Edyty Smus, Karola Gibuły. Inspirują go za to włoskie piosenki, na przykład Al Bano i Rominy Power czy Riccarda Fogliego, którego miał okazję poznać osobiście, a zawdzięcza to Świętej Ricie, patronce od trudnych spraw oraz Bogu. Uważa, że język włoski jest bardzo melodyjny, aż chce się uśmiechać, kiedy się go słyszy. Zna trochę włoskich słów, za sprawą rodziców i babci, którzy mieszkali kiedyś we Włoszech. Wracając jeszcze do poezji…
– Na pewno nie jest to przeżytek i nie ma co się wstydzić, że się ją lubi – podkreśla mój rozmówca. – Wydaje mi się, że z poezją u ludzi młodych też nie jest tak źle. Wiem, że paru znajomych tworzy do szuflady. Ich wiersze są bardzo ładne. Może kiedyś nabiorą odwagi i zaprezentują się przed szerszym gronem. Zachęcam do tworzenia. Nie wiem czy jestem spokrewniony z Noblistą, ale nie przyjąłem żadnego pseudonimu, bo był Czesław Miłosz, a teraz jest Marek Miłosz. Może przez to ludzie będą bardziej kojarzyć moje nazwisko.
Fotografia i biblioteka
Kolejną pasją świdniczanina jest fotografia. Na swoim koncie ma już pierwsze sukcesy. Zajął II miejsce w Międzyszkolnym Konkursie Fotograficznym „Zatrzymaj miasto w kadrze i również II w Konkursie Fotograficznym „Światło”. Pełnił funkcję szkolnego fotografa, dokumentując wydarzenia z życia II LO. Najbardziej lubi utrwalać na zdjęciach zabytkowe pojazdy, ciekawe zakątki Świdnika, ale chętnie wyrusza z aparatem również do wspomnianej już Choroszczy, gdzie fantastycznych plenerów nie brakuje.
Chętnie udziela się w Miejsko-Powiatowej Bibliotece Publicznej, pomagając przy organizacji lub uczestnicząc w spotkaniach i wydarzeń kulturalnych.
– Do wolontariatu dołączyłem niedawno. Placówka przygotowuje bardzo ciekawe spotkania i cieszę się, że mogę w nich uczestniczyć. Świetne było to dotyczące literatury węgierskiej. Dowiedziałem się wielu interesujących rzeczy na temat Węgier. Brałem udział w Świdnickiej Scenie Poetyckiej oraz Światowym Dniu Książki i Praw Autorskich, podczas którego rozdawałem na placu Konstytucji 3 maja róże i książki właśnie – mówi Marek, który swoją przyszłość chciałby jednak związać z … konferansjerką: – Pozwala na przełamanie nieśmiałości, ograniczeń. Kilka razy się czymś takim zajmowałem i mam nadzieję, że bym się w tym odnalazł również zawodowo.
Agnieszka Wójcik-Skiba
***
– Być może nazwisko Miłosz coś Tobie mówi – na chwilę obecną nie posiadam jednak dowodów na pokrewieństwo ze znanym Noblistą, Czesławem Miłoszem. Zapraszam więc na randkę z moją poezją – zachęca Marek Miłosz we wstępie do tomiku „La mia bella storia”.
Śnieżny Świdnik
Obniżone temperatury, śnieg, zimne potoki
Ciepłe ubrania, ciepły dom, ciepłe sklepy
To oznacza przyjście zimy
Zima w Świdniku
Ładna jest jak ogień w świeczniku
Śnieg błyszczy w słońcu
Jak tysiące klejnotów
Śnieg pokrywa polany, drogi
Czasem nawet nogi
Spacerując po nim słychać koncert
Głośny i chrupiący
Czapkę noszę gdy zaatakuje nas mróz
Czerwoną jak strażacki wóz
W zimowe wieczory
Zawsze wybieram się na spacer
Świdnik pokryty bielą
Jest czysty jak woda z wodospadu
Zawsze na spacerze
Lubię chodzić ulicą Kruczkowskiego
Gdy jestem obok poczty
Patrzę na ten ośnieżony śmigłowiec
Czasami, gdy przechodzę w inną stronę
Nie ma go
Sprytny z niego chowaniec
Przechodzę dalej, wita mnie
Zawsze oświetlona Galeria Venus
W tle pełnym przejeżdżających samochodów
Jednak częściej słyszę głosy
Startujących samolotów
Niż pędzących samochodów
Piękny jest ten Świdnik, zwłaszcza zimą
Podczas zimy są zaśnieżenia i mrozy
Że aż na pomoc muszą jechać wozy
Jednak zima ma swoje plusy
Jest urokliwa, pełna zabaw
Ale też świecąca
Do sklepu trzeba pędzić
Bo promocja jest na światełka
Do domu i na jasełka
Po poręczy na balkonie pomagam rozwieszać
Ale trzeba uważać, by niczego nie pomieszać
Uff! Skończone
Wieczór nadszedł, śnieg znów zaczyna padać
Więc czas zapalać
Pięknie wyglądają
Duże, wielokolorowe
Nasze niewielkie miasto ma urok nie tylko latem
Szkoda tylko, że brak tu gór
Rok powstania: 2014
Last modified: 9 lipca 2021