Magia kina

Autor: |

O filmach, które wciągają, tajnikach produkcji i autorskim projekcie „Buddies” opowiada Sławek Jóźwik, właściciel firmy XVisuals.

– Co według Pana oznacza określenie „dobry film”?

– To film, który potrafi przenieść mnie w swój świat. Wczuwam się całkowicie i przeżywam całą historię zapominając o tym, co mnie otacza. Jeżeli na koniec patrzę jeszcze zamyślony na litery końcowe to wiem, że mnie wchłonął. Nieraz oglądany przeze mnie wieczorem film, jest jeszcze w mojej głowie kiedy budzę się rano. Wtedy ponownie go analizuję. Sceny, na które wcześniej nie zwróciłem uwagi nabierają nowego znaczenia. Lubię dzieła m.in. David’a Fincher’a oraz Tim’a Burton’a. Jeżeli chodzi o film, który odbił się na mojej psychice to powiem, że jest ich wiele, w tej chwili na myśl przychodzi mi np. „Siedem”.

– Jak zaczęła się Pana przygoda z produkcją filmową?

– Pod koniec lat 90. kupiłem pierwszą kamerę dzięki której nagrywałem to, co działo się wokół mnie. Takie scenki z życia. Wiedziałem, że żeby dobrze się to oglądało, koniecznie trzeba zmontować materiał. Nie miałem pieniędzy na zakup miksera, więc znalazłem inny sposób. Połączyłem ze sobą dwa magnetowidy. Z jednego puszczałem urywek danej sceny a na drugi go nagrywałem, potem szukałem kolejnego ciekawego momentu i tak w kółko. To była mozolna praca, ale byłem tak podekscytowany, że nie stanowiło to dla mnie większego problemu. Tak właśnie powstał mój pierwszy film. Moja pierwsza większa produkcja to film promocyjny dla Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, który zrealizowaliśmy razem z przyjaciółmi jako firma XVisuals .

– Realizujecie różne projekty, od teledysków po zwiastuny teatralne i filmy promocyjne. Czy proces ich powstawania jest do siebie zbliżony?

– Każdy film tworzymy w ten sam sposób. Wszystko zaczyna się od preprodukcji. Wymyślamy historię, następnie pomysł przedstawiamy zleceniodawcy. Po jego zatwierdzeniu przechodzimy do dokumentacji miejsc, szukamy odpowiedniego terenu. Tworzymy storyboard, harmonogram pracy, a na końcu przystępujemy do realizacji zdjęć. Kiedy wszystko jest gotowe, zajmujemy się montowaniem. Staramy się trzymać scenopisu, jednak zdarzają się pewne odstępstwa. Na planie przytrafiają się różne problemy, przez które czasami musimy rezygnować z niektórych ujęć, które sobie wcześniej założyliśmy.

– W jakiego rodzaju projektach najlepiej się Pan czuje?

– Pracuję z przyjaciółmi, dlatego cieszy mnie każda produkcja, którą razem robimy. Najprzyjemniej pracowało mi się jednak przy filmie „Buddies”, ale pewnie dlatego, że zawsze chciałem zrobić film. Jest to autorski projekt Mateusza Krząstka, Pawła Iwaniuka i mój. Film opowiada historię mężczyzny budzącego się po wypadku w samochodzie, w którym znajdują się trzy inne osoby. Nie pamięta kim jest, kim są ludzie z którymi jechał oraz jak doszło do tego wypadku. Bohater, a z nim i widzowie,poznaje całą prawdę przypominając sobie zdarzenia sprzed wypadku. W filmie wystąpili: Artur Jasiński, Jacek Łupina, Kuba Wierzbicki i Wiktoria Trynkiewicz, którzy idealnie wpasowali się w swoje role. Przed kamerą wystąpiłem także ja i Mateusz. W tej chwili jesteśmy na etapie postprodukcji. Dogrywamy dźwięki, pracujemy nad muzyką, narracją oraz nad efektami specjalnymi, za które odpowiada Mateusz. Film będzie angielskojęzyczny.

– Dlaczego zrezygnowaliście z języka polskiego?

To przez obcojęzyczną publiczność, która zobaczy nasz film. Chcemy pokazać „Buddies” na różnych festiwalach filmowych w tym międzynarodowych, a zdajemy sobie sprawę z tego, że Europejczycy nie lubią czytać napisów. Film opublikujemy rok później. Jest to spowodowane regulaminem niektórych festiwali, który mówi, że zgłoszone dzieło nie może być wcześniej publikowane w danym kraju.

– Czy zamierzacie nakręcić kolejne autorskie filmy?

– Planujemy co roku pracować nad jakąś fabułą. Przy „Buddies” było trzech reżyserów: ja, Paweł i Mateusz. Przy kolejnych produkcjach chcemy by każda miała jednego reżysera, do którego należeć będzie ostateczne zdanie.

Agata Flisiak

Last modified: 8 czerwca 2020

Zmień język »
Skip to content