Mówi o sobie, że jest uzależniony od gitary. Na co dzień daje więc upust swojej pasji grając w zespołach Pozytyvni.pl oraz Queen Band, a także ucząc kolejne pokolenia muzyków. Czasem jednak, gdy riffy uporczywie brzęczą mu w głowie, zaczyna komponować własne utwory. Jak brzmią i o czym opowiadają? Tego przekonamy się słuchając debiutanckiego albumu Rafała Tudruja, mojego rozmówcy, który kilka tygodni temu zaprezentował krążek „Więzień 6 strun”.
– Na albumie znalazło się sześć piosenek. Początkowo jednak w ogóle nie zakładałeś, że wydasz je w takiej formie. Swoją premierę miały przecież w internecie.

– Wszystko zaczęło się od utworu „Droga dla mnie”, który powstał w 2018 roku. To miał być epizod. Piosenka stworzona „na szybko”, za namową znajomych. Stała się jednak bramą do kolejnych. Gdy przyszła pandemia, okazało się, że mam mnóstwo tematów w głowie. Nie graliśmy koncertów, dużo czasu spędzałem w domu, więc zacząłem tworzyć. Kolejną piosenką, którą napisałem, był „Pozytyvny song”. To był temat, który razem z zespołem Pozytyvni.pl wykonywaliśmy kilka lat temu, a ja postanowiłem go dokończyć. Piosenek zaczęło przybywać i tak powstał album „Więzień 6 strun”. Faktycznie wszystkie miały swoją premierę w internecie jeszcze przed wydaniem krążka, jednak wersje, które na nim słyszymy nieco różnią się od oryginałów. Zostały nagrane w studiu i na nowo zmiksowane.
– To właściwie mini album.
– Nie chciałem wydawać czegoś, co będzie długie i monotonne. Wolałem, by słuchacze czuli niedosyt i faktycznie takie opinie do mnie docierają. Muzyka instrumentalna to coś specyficznego. Gdybym nagrał 50-minutową płytę, po 20 minutach mogłaby się znudzić. Przyznam szczerze, że pisanie muzyki jest trudne. Kiedy robimy to w zespole, każdy dodaje coś od siebie. Jeden nagrywa gitarę, inny perkusję, jeszcze inny pisze tekst i nagrywa wokal. Przekonałem się, że piosenkę instrumentalną też trzeba „zaśpiewać”. Nie chodzi o to, żeby to była wirtuozeria, tylko melodia, którą ktoś będzie potrafił zanucić. Zanim wydałem płytę, poprosiłem znajomych, żeby jej posłuchali i powiedzieli, czy słuchając jej śpiewają albo nucą. Od wielu osób usłyszałem, że jest w niej dużo melodyjnych tematów, wręcz filmowych.
– Jak wpadłeś na nazwę?
– Pomyślałem, że powinna być związana ze strunami. Zastanawiałem się kim jestem. Gitarzystą, osobą uzależnioną od gitary, jej więźniem… Stąd wziął się pomysł na nazwę albumu, ale też jednego z utworów. Zakładałem nagranie sześciu piosenek, czyli tylu, ile strun ma gitara. Kiedy jednak wszedłem do studia, zacząłem pracować nad utworem „Dwa kraje” i od razu pomyślałem, że powinien znaleźć się na płycie jako bonus. Mam jeszcze wiele innych numerów, ale zostawiłem je na przyszłość. Być może opublikuję je w internecie, a może powstanie kolejny album. Zobaczymy, jak to się rozwinie.

– Jesteś raczej typem rock’n’roll’owca. Na tym krążku pokazałeś jednak swoją drugą, delikatniejszą stronę. Dużo na nim, jak sam mówisz, muzyki filmowej.
– Wiele osób pytało dlaczego tak jest. Czy jestem zakochany, bo piszę takie piosenki. Myślę, że to dlatego, że w moim życiu wszystko jest teraz dobrze. Kiedy zaczynałem pracę nad albumem sądziłem, że pokażę się jako gitarzysta lubiący grać mocne, rock’owe numery. Nagle jednak tematy w mojej głowie zaczęły iść w stronę melodyjności i melancholii. Myślę, że utwór „Droga dla mnie” był wstępem do tego gatunku.
– Można powiedzieć, że ta płyta to ścieżka dźwiękowa Twojego życia. Tytuł każdego z utworów nawiązuje do tego, co przeszedłeś. Chociażby „Dwa kraje”. Pamiętam, że kiedy rozmawialiśmy o tej piosence po raz pierwszy powiedziałeś, że opowiada o tym, że czujesz się rozdarty.
– To była miniatura, która teraz mogłaby stać się dłuższym numerem. Podobnie, jak utwór „Więzień 6 strun”, ma już trochę lat. Może 15 albo 18. Leżał w szufladzie i czekał na swój moment. Ostatnio chętnie odkopuję to, co tworzyłem jako młody chłopak. Przypominam sobie, co graliśmy z kumplami. Mieliśmy zespół, nasze próby odbywały się w Miejskim Ośrodku Kultury, występowaliśmy na różnych festiwalach.
– To ciekawe, że mimo upływu lat te tematy nie przestały być aktualne w świecie muzyki, ale też dla Ciebie jako kompozytora, gitarzysty. Nie znudziły Ci się. Wręcz przeciwnie. Stwierdziłeś, że są warte, by nad nimi popracować.
– Muzyka jest ponadczasowa. Najpiękniejsze utwory powstały lata temu, a mimo to do dziś są znane i wręcz legendarne. W swoich poszukiwaniach sięgnąłem do starych kaset magnetofonowych. Słuchałem tego, co graliśmy w MOK-u. Jako 16-letnie dzieci nagrywaliśmy sporo piosenek na Kasprzaka. W 1997 albo 1998 roku wzięliśmy udział w jakimś konkursie i wygraliśmy profesjonalną sesję nagraniową w studiu w Kraśniku. Z tego też mam kasetę. Są na niej 3 albo 4 moje piosenki. Żadna z nich nie znalazła się na „Więźniu 6 strun”, ale po tym wszystkim zacząłem je wyciągać. To zabawne. Zobaczyłem, jak to było mieć 16 lat i być kompozytorem. Jaki miałem wtedy pogląd na muzykę. Jest jeszcze trochę tych rzeczy, które będzie można w przyszłości wykorzystać lub nie.
– Wydanie własnej pyty to nie jest prosta sprawa. Jeśli nie jesteś pod skrzydłami wytwórni fonograficznej, musisz liczyć się ze sporymi kosztami. Ty jednak podjąłeś się tego zadania.
– W obecnych czasach wiele zespołów decyduje się na internetowe zbiórki, na nagranie płyty, sesję foto. Dlatego tym bardziej jestem dumny, że zrobiłem to bez zrzutki. Pewnie trochę ludzi by mnie wsparło, ale uważam, że jest tysiące innych osób, które potrzebują pomocy bardziej niż ja i to nie z powodu jakiegoś widzimisię. Teraz, kiedy wręczam płytę znajomym prowadzącym różne firmy pytają, dlaczego wcześniej się nie chwaliłem, że chętnie by coś dołożyli. A ja nagrałem ten album z pomocą przyjaciół. Marcin Kantoch zorganizował mi super sesję zdjęciową. Kasia Gromada, z którą znamy się od dziecka, zaprojektowała okładkę. Marcin Fidecki wsparł mnie w nagraniach i udostępnił studio. Fajnie, że mam wokół siebie tylu dobrych ludzi. Wszystko potoczyło się naturalnym rytmem, bez presji.
– Cały album składa się z utworów instrumentalnych. Czy jest szansa, by do któregoś został nagrany wokal?
– Faktycznie jest to muzyka instrumentalna, jednak w jednym z utworów udało mi się przemycić odrobinę tekstu. Moja koleżanka Gosia nagrała kilka zdań po francusku. Wracając do Twojego pytania, mam nadzieję, że uda się nagrać wokal do piosenki „W trasie”. Pojawiła się już zresztą taka propozycja. Nie wiem jeszcze, czy będzie to głos damski czy męski. Zobaczymy. To dopiero początek. Kto wie, być może nagram kolejną płytę i na niej pojawią się właśnie piosenki z wokalem?

– Dziś wiele zespołów wydaje muzykę przede wszystkim w internecie. Ty jednak zdecydowałeś się na tradycyjny nośnik. Z sentymentu?
– Jest coś wyjątkowego w tym, że możesz rozpakować płytę z folii, powąchać okładkę, postawić ją na półce. Pamiętam, że gdy jako dziecko kupiłem kasetę Queen, cały czas się w nią wpatrywałem. Dlatego chciałem, żeby moi słuchacze też mogli doświadczyć tej przyjemności. Oczywiście album dostępny jest również na Spotify i tam także można go przesłuchać.
Agata Flisiak
Last modified: 6 kwietnia 2023