Jestem Tosiek Lipa

Autor: |

Jestem Tosiek Lipa, mam mieszkanie przy Lipowej i to nie jest lipa…. To ulubiony sposób przedstawiania się Theo te Linde, mieszkańca Aalten w holenderskiej prowincji Gelderland, od 18 października Honorowego Obywatela Miasta Świdnik. Z Polską i Świdnikiem związany jest prawie 30 lat. Kiedyś, z powodu partnerskiej współpracy Aalten i Świdnika, teraz zupełnie prywatnie, ale z nie mniejszym zaangażowaniem.

– Skojarzenie obu miast odbyło się w 1989 r. i było zupełnym przypadkiem. W Holandii odbywał się festiwal grup folklorystycznych – mówi Theo te Linde. – Uczestniczył w nim Zespół Tańca Ludowego UMCS, którym kierował Stanisław Leszczyński. Byłem wtedy członkiem zarządu Domu Pomocy Społecznej w Aalten, który świętował 25. rocznicę istnienia. Postanowiliśmy zaprosić zespół raz jeszcze i w czasie tej drugiej wizyty zapytaliśmy czy w okolicy Lublina nie ma ośrodka podobnego do naszego, któremu moglibyśmy pomóc. W maju 1990 roku przyjechaliśmy do Polski pierwszy raz. Obejrzeliśmy domy pomocy i zdecydowaliśmy się na Kazimierzówkę. A Kazimierzówka to przecież Świdnik – tłumaczy Theo te Linde.

Od DPS do przeprawy przez Wisłę

Po Domu Pomocy Społecznej przyszły kolejne inicjatywy. Powstało Towarzystwo Budownictwa Społecznego. Holendrzy zorganizowali nawet przewózkę promu, który połączył Kazimierz Dolny i Janowiec. Na ich cześć otrzymał imię Gelderland. Włączyli się również w działalność Lubelskiej Fundacji Rozwoju. Z czasem, coraz większa grupa Holendrów dowiadywała się o istnieniu Świdnika. Według T. te Linde, jej materialne ślady nie są jednak najważniejszym efektem współpracy.

– Nasza strategia nie polegała na przywożeniu pieniędzy, ale na wymianie wiedzy i doświadczeń. Mamy ich sporo, nie tylko w dziedzinie opieki społecznej, ale, na przykład, edukacji. Dlatego nawiązaliśmy współpracę z placówkami oświatowymi w Świdniku i Piaskach. Zależało nam głównie na szkołach zawodowych. Chodziło o to, żeby młodzi ludzie zdobywali praktyczne umiejętności przy wykorzystaniu nowoczesnych metod. Nie tłumaczyliśmy nikomu jak trzeba postępować. Pokazywaliśmy, w jaki sposób działamy i jakie są tego efekty.

Rozpychanie drzwi

To nowe podejście Holendrzy zademonstrowali zwłaszcza w DPS w Kazimierzówce. Nie tylko powstał tam nowy budynek, ale również zmieniła się świadomość na temat pracy podobnych placówek.

– Pamiętam sytuację, kiedy dom powstawał. Przyjechaliśmy, żeby go obejrzeć i stwierdziliśmy, że drzwi wejściowe są za wąskie na potrzeby ludzi poruszających się na wózkach. Ze zdziwieniem dowiedzieliśmy się, że nie był to efekt niedopatrzenia, ale polskich przepisów budowlanych, które nie pozwalały na umieszczenie szerszych otworów drzwiowych. Ten szczegół postawił pod znakiem zapytania całą współpracę, ponieważ nie mogliśmy się zgodzić na żadne odstępstwa. Przez zbyt wąskie drzwi budynek stawał się dysfunkcjonalny. Sprawa oparła się aż o ministerstwo pracy i polityki socjalnej. Problem udało się rozwiązać w ten sposób, że szersze drzwi DPS w Kazimierzówce uzyskały status projektu pilotażowego, a więc eksperymentu.

We współpracę z Aalten włączyło się, z ogromnym zaangażowaniem i entuzjazmem, wiele osób. Byli nimi przede wszystkim Stanisław Skrok, ówczesny burmistrz Świdnika oraz Kazimierz Sidor, sekretarz miasta. Jednym tchem T. te Linde wymienia również Elżbietę Migut z Zespołu Szkół Technicznych, Janusza Kukiełkę, dyrektora DPS w Kazimierzówce, Danutę Sawicką z I Liceum Ogólnokształcącego, Katarzynę Król ze szkoły w Piaskach.

– Początki były dosyć trudne, ponieważ różnice w sposobach pracy były tak duże, że ludzie czasami nie rozumieli, o czym mówimy. Wtedy zaprosiliśmy ich do Holandii, żeby zobaczyli jak działamy u siebie. Zaczęliśmy dyskutować, które z naszych rozwiązań można zastosować, z dobrym rezultatem, w Polsce. Oczywiście wiedzieliśmy, że nie da się całego systemu skopiować jeden do jednego. Wynika to nie tylko z różnic w mentalności, ale, na przykład w systemie prawnym, że wspomnę nieszczęsne drzwi, które mogły zniweczyć cały wysiłek. Przypomina mi się również wizyta grupy pracowników DPS z Kazimierzówki. Była wśród nich kobieta, która odczuwała wyraźny dyskomfort podczas obecności w Aalten. Okazało się, że miała w tym czasie pomagać ojcu przy żniwach – wspomina Theo te Linde.

Wyprowadzka do Rumunii

Przyszedł czas, kiedy Holendrzy zdecydowali, że ich misja w Polsce została wykonana. Zainteresowali się innymi rejonami wschodniej Europy. Najwięcej projektów realizują obecnie w Rumunii. Czyżby uznali nasz kraj za zbyt bogaty, by udzielać mu dalszej pomocy?

– W pewnym sensie, tak. Kazimierzówka zaczęła funkcjonować coraz lepiej, podobnie jak szkoły, którymi się interesowaliśmy. Nie wszystko działa idealnie, ale tak jest też w Holandii. Myślę, że musimy na nowo przyjrzeć się własnemu systemowi opieki społecznej. Zmieniła się również atmosfera w samym Aalten. Politycy uznali, że formuła miast partnerskich się przeżyła i pozrywali kontakty ze wszystkimi partnerami, również w Europie Zachodniej. Nie rozumieli, że sens współpracy nie polegał na transferze pieniędzy, ale na idei robienia czegoś wspólnie. Obecne napięcia w Unii Europejskiej biorą się między innymi stąd, że nie mamy wystarczająco wielu silnych powiązań międzyludzkich i między lokalnymi społecznościami, które pozwalają rozpoznać i zrozumieć dzielące nas różnice. Jeśli chodzi o Rumunię, to też w pewnym sensie przypadek. Zaczęło się od współpracy kościołów. Okazało się, że ten kraj potrzebuje pomocy w o wiele większym stopniu niż Polska. Myślę, że możecie być dumni z tego, jak w ostatnich latach zmieniliście swój kraj. Poza tym nasza współpraca nie była podobna do drogi jednokierunkowej. Nauczyliśmy się również wiele od was. Relacje rodzinne na przykład są u was o wiele bliższe niż wśród Holendrów, gdzie w życiu liczą się zdecydowanie bardziej wartości materialistyczne – okazałe domy i auta.

Świdnik potrafił odwdzięczyć się swoim holenderskim przyjaciołom. Trzej najaktywniejsi: Rob Inja, Jan Klooster i Theo te Linde otrzymali tytuły Honorowych Obywateli Miasta Świdnik, nadane przez Radę Miasta.

– W drodze do Świdnika zastanawiałem się nad tym, jak wiele osób angażowało się we współpracę ze Świdnikiem. Było ich z pięćdziesiąt, bo trwała ona 20 lat i obejmowała liczne sfery życia społecznego i gospodarczego. W tej grupie byłem tylko jak mała cegła w ścianie. Myślę, że uczciwie będzie zadedykować im wszystkim tytuł, który jest dla mnie osobiście ogromnym zaszczytem – podsumowuje Theo te Linde.

Jan Mazur

Last modified: 2 czerwca 2021

Zmień język »
Przejdź do treści