W ubiegłym roku grupa mieszkańców Minkowic, których śmiało można nazwać lokalnymi patriotami, postanowiła zorganizować wydarzenie o nazwie Minkowicka Fajera. Impreza okazała się sukcesem, więc poszli za ciosem. Druga edycja zgromadziła jeszcze więcej uczestników i objęła swoim zasięgiem sąsiednie miejscowości. Rozrasta się, aż zaczyna brakować placu przy remizie OSP. Rozmawialiśmy o tym z Tomaszem Świątkiem, koordynatorem Fajery.
– Największe zaskoczenie tegorocznej Fajery?
– Nie spodziewałem się, ile może kosztować przygotowanie 200 litrów porządnej grochówki. Teraz bez mrugnięcia okiem zapłacę 30 złotych za porcję takiej w restauracji. Drugie – zostało nam trochę pieniędzy na kolejną Fajerę. No i jak ludzie opowiadali, jak daleko, od strony Świdnika, ludzie parkują auta. Padło kiedyś pytanie, dlaczego sponsorujemy imprezę dla Świdnika, bo przecież świdniczan zjeżdża się na Fajerę tak wielu? Odpowiadam, że dla promocji Minkowic. Nie raz już zdarzało się, że ludzie ze Świdnika, znając nasze zaplecze, organizują tu imprezy, które dają nam konkretne korzyści. Ktoś, kto mieszka w bloku nie ma gdzie rozpalić ogniska. A my dajemy im nie tylko miejsce na ognisko, ale też drewno i kiełbaski.
– Gdyby jednym zdaniem zdefiniować źródło pomysłu na Fajerę?
– Chodzi nam przede wszystkim o integrację mieszkańców naszej miejscowości, jak również zainteresowanie nią sąsiadów, w tym największego z nich, czyli Świdnika.
– Już w ubiegłym roku było ich na Fajerze całkiem sporo.
– Ale w tym roku znacznie więcej.
– Co zdecydowało o sukcesie tegorocznej Fajery?
– Mieliśmy więcej zajęć sportowych. Na sparingi przyjechali młodzi bokserzy z kilku klubów z Chełma Lublina, Świdnika i oczywiście gospodarze, czyli GSKS Płomień Minkowice. Niektórzy pofatygowali się z obozów szkoleniowych nad jeziorem Białym. Gościliśmy Michała Kozaka, prezesa Lubelskiego Związku Bokserskiego. Kilka walk sędziował Tomek Majcher ze Świdnika, jedyny w regionie posiadacz uprawnień sędziego międzynarodowego. Przyjechał Józef Radziewicz, pierwszy trener Julii Szeremety, wicemistrzyni olimpijskiej. Chociaż nie zapowiadałem kolejnej edycji, bokserzy zadeklarowali, że na pewno przyjadą, bo dobra organizacja, no i sparingi na świeżym powietrzu. Dla nich to coś nowego. Dzięki pomocy Jacka Kosierba udało się zorganizować turniej piłki nożnej z udziałem pięciu drużyn. Położenie nacisku na sport wynika z chęci zainteresowania naszą imprezą przede wszystkich dzieci i młodzieży. Tak to kiedyś wymyśliliśmy z Markiem Szeremetą, trenerem Płomienia. Dmuchańce, wata cukrowa, popcorn, animacje, malowanie twarzy, wszystko za darmo, miały ich zachęcić do odwiedzenia Fajery i myślę, że się to udało. Było też wojsko prezentujące swój sprzęt, policja i CAPRA, bardzo fajna ekipa medyczna nie związana z wojskiem, ale specjalizująca się w udzielaniu pierwszej pomocy w trudnych warunkach pola walki.
– Fajera była również okazją do prezentacji lokalnego biznesu, rzemieślników i artystów.
– Tak, oprócz dziewczyn z Minkowic: Julity Bzowskiej, zajmującej się garncarstwem, Magdaleny Pielaszkiewicz specjalizującej się w rękodziele i Moniki Śledziewskiej produkującej ręcznie przedmioty domowego użytku, przyjechała Wiktoria Łagoda z Krępca wykonująca piękne lubelskie wycinanki. Swoje stoisko miała też Joanna Zielińska, autorka grochówki, która zrobiła na imprezie furorę, zajmująca się na co dzień produkcją kozich serów. W porównaniu z ubiegłoroczną Fajerą pojawiło się znacznie więcej sponsorów. Fundatorem głównej nagrody w naszej loterii, którą był przelot dla dwóch osób samolotem na trasie Świdnik-Lublin-Minkowice była firma Navcom Systems Fly. Jak widać rodzą się nowe kontakty i znajomości z, mam nadzieję, perspektywami na przyszłość.
– Ubiegłoroczna Fajera miała również wymiar artystyczny.
– W tym roku gwiazdą był Darek Tokarzewski, który ze trzy razy w tygodniu wpada do naszego sklepu na lody, bo tędy wiedzie jego trasa rowerowa. Myślę, że, między innymi, dlatego zdecydował się u nas wystąpić. Niestety, po trzech piosenkach burza zmusiła go do zejścia ze sceny. Zatańczyły Seniority ze Spółdzielczego Domu Kultury w Świdniku, zaśpiewał Zespół Śpiewaczy z Podzamcza.
– A inne atrakcję?
– No właśnie loteria. Paweł Kasperek wydrukował nam losy przypominające bony towarowe z czasów PRL. Po zapłaceniu 20 złotych można było zjeść coś z grilla, grochówkę, spróbować słodyczy i przejechać się jeepem albo quadem. Bon był jednocześnie losem na loterii. Oprócz przelotu samolotem można było wygrać voucher na obiad w nowej świdnickiej restauracji Karuzela Smaku o wartości 200 zł, czyli praktycznie posiłek dla czterech osób. Restauracja Mandragora z Lublina ufundowała kolację o wartości 250 zł. Do wylosowania były trzy wejściówki na strzelnicę Borek w Piaskach i tort od lokalnej producentki ciast. W sklepie zorganizowaliśmy zbiórkę na Fajerę i za wrzutkę dostawało się bon. Co ciekawe nikt, kto wrzucił, na przykład stówkę, nie domagał się pięciu bonów.
– Jakie zmiany zaszły w organizacji wydarzenia od ubiegłego roku?
– Przede wszystkim profesjonalne scena i instalacja elektryczna, wszystko to głównie dzięki sponsorom. Bez ich wkładu Fajera nie miałaby na pewno takiego rozmachu.
– Kto zasłużył się oprócz sponsorów?
– Niezmienne zaangażowana lokalna społeczność. Nasze panie przyrządzały posiłki, sami robiliśmy zakupy produktów u lokalnych producentów, by ich promować i zapewnić najlepszą jakość potraw. Wszystkim, którzy zaangażowali się w organizację Fajery, bardzo serdecznie dziękuję.
– Jakie kierunki rozwoju rysują się z obserwacji dwóch dotychczasowych edycji?
– Przede wszystkim profesjonalizacja. Zakupy własnego sprzętu, budowa altanki nad sceną, kupienie porządnego grilla, którego nie ma na terenie całej gminy. To wszystko generuje koszty, ale jednocześnie jest inwestycją. Widzę duży potencjał remizy strażackiej i terenu wokół niej: wynajem pomieszczeń, organizacja ognisk, imprez integracyjnych i półkolonii dla naszych dzieci, bo jest gdzie. Mamy boisko, ogromny plac zabaw, pracujemy nad oświetleniem placu przy remizie. To wszystko już się dzieje, ale można to rozkręcić do znacznie większych rozmiarów. Poleganie na społecznej pracy ludzi i amatorskiej organizacji kończy się na pewnym poziomie rozwoju. Jeśli przygotowujemy się z myślą o kilkudziesięciu osobach, może się to sprawdza, ale dla kilkuset już nie. Rosną koszty, powstaje potrzeba stworzenia zespołu, którego członkowie będą odpowiedzialni za gastronomię, scenę, zawody sportowe. Dlatego marzę o powstaniu fundacji, która ogarnie to wszystko od strony finansowej i organizacyjnej, bo w przeciwieństwie do Ochotniczej Straży Pożarnej miałaby takie możliwości prawne.
– Jakie ma Pan ogólne wrażenie po tygodniach ciężkiej pracy przy Fajerze?
– Przez tych kilka godzin miło było popatrzeć na plac przy remizie OSP, na którym świetnie bawiło się przynajmniej kilkaset osób.
– W wyniku ostatnich wyborów został Pan radnym gminy Mełgiew. Podobno zrzekł się Pan diety na rzecz inicjatyw powstających w Minkowicach.
– Obiektywnie nie są to wielkie pieniądze, ale okazuje się, że dla sfinansowania niektórych wydarzeń, całkiem znaczące. Ku mojemu zaskoczeniu sporą kwotę do organizacji imprezy dołożyła Kinga Szczęśniak, moja konkurentka w wyborach samorządowych, której należą się słowa uznania i wdzięczności.
– Co ma Pan z tej aktywności? Najbardziej narzucającą się odpowiedzią wydaje się słowo „satysfakcja”.
– To samo pytanie zadaje mi moja żona i nie da się na nie odpowiedzieć jednym słowem. Powiem może tak: I to, że starsi ludzie mówią, że w Minkowicach nigdy czegoś takiego nie było. No i też to, że jak sprzątaliśmy po imprezie, dziewczyny i chłopaki, zupełnie nieproszeni, pojawili się i zapytali, jak pomóc.
– Czy mieszkańcy Minkowic, którzy przybyli tu w ostatnich latach ze Świdnika, bo zbudowali domy, zmienili środowisko życia, tworzą wartość dodaną?
– Sam do nich należę i nieskromnie powiem, że tak. Stanowili dużą część grupy, która odpowiedziała na hasło sprzątania okolicy. Ale nie byłoby nas bez rdzennych mieszkańców Minkowic, bo 90 procent organizatorów Fajery to „miejscowi”. Nie musiałem szukać nikogo do grilla, smalcu, pilnowania porządku.
– A propos porządku, nie było kłopotów z jego utrzymaniem?
– No przecież mieliśmy bokserów. Żart. Impreza rodzinna, wszyscy się znają, nie było mowy o incydentach.
– Największe zagrożenie dla Fajery z Pańskiego punktu widzenia?
– W ostatnim tygodniu przygotowań, kiedy więcej nie było mnie w domu niż było, żona zagroziła, że się ze mną rozwiedzie. Dlatego, jak tylko zakończymy sprzątanie po imprezie, zabiorę się za robotę przy domu.
Jan Mazur, fot. Alicja Garbal
Partnerem Minkowickiej Fajery był Starostwo Powiatowe w Świdniku, patronat honorowy objął starosta Waldemar Jakson.
Wydarzenie zostało sfinansowane z budżetu Gminy Mełgiew w ramach funduszu sołeckiego sołectwa Minkowice.
Sponsorzy: Navcom Systems Fly, firma Grela, Kvadrat Grzegorz Jaszewski, Mierzymy Wysoko Karol Prażmo.
Last modified: 23 sierpnia 2024