Historia letniska Adampol (część 3)

Autor: |

Na zdjęciu Willa Jutrzenka / fot. Świdnik na kartach historii
Zapraszamy do zapoznania się z trzecią częścią materiału poświęconego letnisku Adampol, który napisał Piotr Jankowski we współpracy z Konradem Strzeleckim. Tym razem autorzy przypominają historie słynnych willi. Klikając TUTAJ i TU przeczytacie części pierwszą i drugą artykułu.

W sąsiedztwie budynku „starej stacji” znajduje się kilka willi z lat 20. XX wieku. Przy ul. Leśnej 3, na dużej  działce, pośród wyjątkowych okazów drzew, majestatycznej robinii i dwupniowego czerwonego buka, stoi najładniejsza z nich. To pierwotnie XIX-wieczny dwór z Tarnowa, przeniesiony do Adampola po 1920 roku. To do tego właśnie domu przyjeżdżała poetka, tłumaczka, autorka wielu książek, Anna Kamieńska (1920-1986), której imię – jak widać nie przypadkowo – nosi świdnicka Miejsko-Powiatowa Biblioteka Publiczna. Do Świdnika, do rodziny ze strony ojca, dziadka Konstantego, ale przede wszystkim do swojej siostry, Marii Wołoszyńskiej, Kamieńska przyjeżdżała wielokrotnie.

Przystań Anny Kamińskiej

Bywała tutaj często przed wojną. Podczas okupacji mieszkała „u dziadków” z najbliższą rodziną, zmuszoną opuścić Lublin. Pracowała wówczas w nadleśnictwie, kształciła się oraz sama udzielała konspiracyjnych lekcji. Działała też w harcerskiej podziemnej organizacji Szarych Szeregów, pomagała więźniom Majdanka.

W Świdniku powstały jej wiersze, tu także …malowała.

Powracała do miejsc dzieciństwa i dojrzewania często we wspomnieniach. W swoim notatniku Anna Kamieńska zapisała: „Przypominam sobie, co się robiło na wakacjach dawno, dawno temu w Świdniku. Było siedzenie w jakichś porzeczkach czy wiśniach. Huśtawka, książki, marzenie (jakże dużo czasu na to potrzeba!), wyjazd w pole do żniw bryczką, siedzenie na schodach ganku, słuchanie odgłosów gospodarstwa, skrzyp studni, kołatki wracających z pastwiska krów.”

Świdnik, pola, las, nadleśnictwo, te miejsca głęboko wbiły się w pamięć, jako te, w których przeżyła dzieciństwo, jeden z najistotniejszych – według niej – etapów życia człowieka. Dzieciństwo traktowała niezwykle poważnie i je broniła, dostrzegając w dziecięcej twórczości jakże często „fałszywy humor książek dla dzieci”.

Jej dziennik jest pełen Świdnika – na jawie i we śnie. Tylko świdnicki jest zapach jaśminu, tylko tu była prawdziwa zima, tylko do świdnickiego lasu można porównać inne, tylko tutaj są takie „wysokie cirrusy”, ptaki pierzaste.

Po latach, już jako osoba dojrzała, w swoim „Dzienniku”, pod datą 1 stycznia 1976 roku, poetka zapisała: „Położyłam się przed nowym rokiem. Ale nie mogłam zasnąć. Wstałam więc i dopełniłam naszego tradycyjnego obrzędu domowego: spaliłam zapisane na karteczce życzenie. Dziwne, że jest to znowu to samo życzenie, co w latach mojej wczesnej młodości, gdyśmy spalały życzenia w Świdniku, w czasie okupacji i jeszcze potem, gdy Świdnik był naszym wspólnym domem rodzinnym”.

Przyjaciółką Kamieńskiej w latach gimnazjalnych była Julia Hartwig, poetka, która Annę, nazywaną przez bliskich Hanką, tak opisała: „Hanka rysuje mi się zawsze na tle swojej rodziny, sióstr, więcej mi niż bliskich, jej matki, wobec której czułam serdeczny respekt, i wspaniałej babki, szczupłej pani w białym żabocie, obdarzonej niecodziennym poczuciem humoru, którą łączyło z Hanką jakieś ciche porozumienie.”

Julia Hartwig często przyjeżdżała do Anny, do Świdnika, by tutaj razem spędzać czas, niemal całe wakacje. „Dom w Świdniku – nieduża, ale bardzo ładna willa z tarasem, oranżerią i ogródkiem, robiła wrażenie luksusu […]. Na górce, w pokoiku obok oranżerii, przesiadywałyśmy pisząc lub czytając wiersze, w czym ja okazywałam się stanowczo mniej pilna i wytrwała. Reszta dnia upływała nam na spacerach, rozmowach i słuchaniu gry na fortepianie Krysi – jednej z sióstr, nazywanej przez Hankę „moją piękną siostrą”.

Krysia została po wojnie aktorką, wyszła za mąż za reżysera Ludwika Rene. Inteligentna, z poczuciem humoru babka, dziadek – doglądający róż, dojeżdżająca na niedzielę troskliwa matka, gromadka dziewcząt o wyraziście zarysowanych charakterach, bliska przyjaciółka obok – cóż mogło mi się wówczas przydarzyć lepszego, niż taka okresowa adopcja. Tak zapamiętała ten dom, ludzi i czas Julia Hartwig.

Motyw Świdnika i jego okolic pojawiają się w twórczości pisarki, w opowiadaniach i dzienniku oraz poezji. Miejsce to uwieczniła w kilku utworach: „Droga przez Biskupie”, „Drogowskaz”, „Mełgiew”, „Sadzenie ziemniaków”, „Bielenie izby”, „Siostro moja, przy mnie stań…” oraz „Pożegnanie dzieciństwa”, wierszu, który powstał w Świdniku w 1953 roku.

Dom ten ogarnia jakiś swoisty geniusloci, bo nie tylko tutaj rodziło się słowo, ale również i obraz. Mieszkali tutaj oraz tworzyli wybitni artyści, małżonkowie Maria i Jerzy Tomaszkowie.

Jerzy, uznany akwarelista, specjalizujący się w pejzażach i martwych naturach, Maria była wybitną artystką tematyki religijnej. Wiąże się z nią anegdota z czasu walki o kościół w Świdniku, zaplanowanym przez komunistów – podobnie jak Nowa Huta – jako miasto „bez Boga”. Po kilkudziesięciu latach uporczywych starań mieszkańców, udało się w 1975 r. uzyskać zezwolenie wojewody na budowę kościoła w Świdniku. Bezzwłocznie rozpoczęto pracę i już w 1978 r. uroczyście wmurowany został kamień węgielny. Ówczesny proboszcz, ks. Hryniewicz, udał się na Jasną Górę po kopię obrazu Matki Bożej. Paulini wskazali sklepy wokół klasztoru, gdzie takie sprzedawano. Ks. Hryniewicz prosił o wskazanie miejsca, gdzie można zdobyć najlepszą, najwierniejszą kopię. „Przez wiele lat mieszkańcy walczyli o kościół, to musi być najlepsze dzieło!” – argumentował proboszcz ze Świdnika. „Jest taki twórca, ale to bardzo daleko” – tłumaczyli paulini. „To nie ma znaczenia, pojadę” – deklarował ks. Hryniewicz. „A to musi ksiądz pojechać aż do …Świdnika!” Chodziło bowiem właśnie o Marię Tomaszkową.

„Grażyna” piękna jak nowa

Z ulicy Leśnej przenosimy się w inną część Adampola, gdzie odszukamy – bez wątpienia najpiękniej utrzymaną spośród wszystkich dawnych willi – „Grażynę”. W lipcu 1914 r. Wacław Moritz (1865-1947), właściciel Fabryki Maszyn i Narzędzi Rolniczych w Lublinie, a w okresie pierwszej wojny światowej, podczas okupacji austro-węgierskiej, wiceprezydent Lublina, rozpoczął budowę tego drewnianego domu letniskowego w Adampolu na działce numer 56. Budowę zakończono w maju 1915 r. i dom od razu został zamieszkany. Dwa lata później, w roku 1917 zadecydowano o sprzedaży willi Kancelarii Notarialnej „Paczkowski i syn” z Lublina. W 1924 roku dom ponownie zmienia właściciela. Od kancelarii odkupiła go rodzina Szcześniewskich, prowadząca w Lublinie znane sklepy kolonialne i perfumeryjne oraz regionalne przedstawicielstwo firmy kosmetycznej Palmolive. W obrębie swojej posiadłości Szcześniewscy prowadzili hodowlę psów i królików znaną w całej Europie. Z okresu międzywojennego pochodzi stojąca do dzisiaj obok domu figurka Matki Bożej. Kiedyś odbywały się nawet przy niej nabożeństwa majowe.

Stefan Szcześniewski jako jeden z pierwszych na tym terenie mógł szczycić się pojazdem spalinowym, garażował w Świdniku motocykl z wózkiem, o numerze LB. 75310.Leokadia Szcześniewska figuruje w książce telefonicznej na 1939 rok, pod 4 numerem telefonu, na …pięciu  abonentów ze Świdnika. Szcześniewscy angażowali się społecznie, należeli do inicjatorów utworzenia parafii rzymskokatolickiej w Kazimierzówce.

Wojenny rozdział

Wśród niepotwierdzonych informacji pojawia się i taka, że właściciel willi, Stanisław Szcześniewski, wziął udział w kampanii wrześniowej

1939 r. Następnie ponoć powrócił do Adampola, w którym stacjonowali już Niemcy, rozpoczynając działalność konspiracyjną. W 1940 r. miał zostać jednym z założycieli Związku Walki Zbrojnej okręgu Lublin. W innej adampolskiej willi, w nieistniejącej dziś „Milerówce”, a w której stacjonowali Niemcy, Szcześniewski miał utworzyć archiwum podziemnej organizacji. Swoją działalność przypłacił życiem. Archiwum organizacji przepadło podczas niemieckiego bombardowania w 1944 r. w gruzach „Milerówki”, która znajdowała się przy końcu dzisiejszej ul. Partyzantów.

Na okres dwóch tygodni, na przełomie listopada i grudnia 1944 r., Armia Czerwona urządziła w wilii „Grażyna” szpital polowy. Niewprawna obsługa uszkodził wtedy piece kaflowe. W powojennych latach, 1945-1949, mieściła się tutaj szkoła publiczna, jedna z pierwszych w okolicy. Według Stefana Kozła, mieszkały tutaj, aż do początku lat 50. XX w., żony instruktorów ze szkoły pilotów w Świdniku, panie Krawczyk i Olejniczak, czekając na powrót swoich mężów z Anglii.

Prawowici właściciele domu, Szcześniewscy, powrócili do „Grażyny” dopiero w 1949 roku. Pozbawieni środków finansowych, nie byli w stanie wyremontować zdewastowanej willi. W końcu, w 1980 roku, zdecydowali się odsprzedać dom obecnemu właścicielowi, świdnickiemu przedsiębiorcy budowlanemu, który przywrócił blask temu miejscu.

Obecnie dom jest bardzo ładnie utrzymany, elewacjom przywrócono pierwotną przedwojenną barwę. Zachowano stare okna i kominy. Od frontu znajdowała się tabliczka z napisem „Grażyna. Aleja Bartosza Głowackiego”. Nieopodal, podczas prac porządkowych, obecny właściciel znalazł szwajcarski zegarek. Dom ten, jako jedna z niewielu adampolskich willi, położony jest na dużym obszarze, doskonale eksponującym jego walory. Willa otoczona jest wysokimi dębami. Jeden z nich ma ponad czterysta lat, sądząc po blisko 5. metrowym obwodzie.

Podczas remontu domu, przeprowadzonego w 1984 roku, odkryto kamień węgielny, na którym widniał napis: „Dom ten poświęcam mojej ukochanej Grażynie”, tłumaczący nazwę willi, ale nie dający odpowiedzi na pytanie kto to była, owa tajemnicza Grażyna. Podania mówią, że ukochana pierwszego właściciela. Czy kiedyś się dowiemy?

Letniskowa „Jutrzenka”

Na zdjęciu Willa Jutrzenka / fot. Świdnik na kartach historii

Ciekawa architektonicznie willa znajdowała się przy ul. Koło 6 (dawna numeracja: Adampol 125). Był to okazały piętrowy drewniany dom o nazwie „Jutrzenka”. Ta ładna willa, o trzynastu aż izbach, łączyła walory budownictwa dworkowego, nawiązującego do polskiego dworu klasycystycznego z XIX w. i budownictwa drewnianego spotykanego choćby w podwarszawskich letniskach.

Budynek postawiony na planie prostokąta dzieliła facjata. Od frontu, od strony ulicy Koło, od zachodniej strony, znajdował się mały, dobudowany ganek. Dwa pozostałe zdobiły boki „Jutrzenki”. Od wschodu, na piętrze zbudowany był niewielki balkon, nad którym umieszczony był szyld z nazwą. Architekturę domu uzupełniały snycerskie elementy: drewniane maswerki oraz biegnący nad okapem dachu fryz.

Willa powstała prawdopodobnie w 1915 r. i była własnością Jana Makarego Podolszyńskiego. Jego pierwsza żona, Jadwiga Modelska (siostra Antoniego Mariana Modelskiego) zmarła w 1908 roku na gruźlicę. Podolszyńscy mieli dwoje dzieci: Janusza i Halinę, która wyszła za mąż za Henryka Nowickiego. Fotografię tych mieszkających w tym domu dzieci odnaleziono na strychu „Jutrzenki” podczas prac rozbiórkowych.

Po śmierci żony Jadwigi, Podolszyński wziął ślub w Lublinie ze swoją kuzynką Zofią de domo Majewską, córką lekarza Adama Majewskiego. Zamieszkali razem  w „Jutrzence”. Przez jakiś czas mieszkała w tym domu również osoba próbująca swoich sił w malarstwie. Z tego okresu zachowało się kilka prac, głównie o tematyce religijnej.

„Piotr Jankowski, „Konrad Strzelecki, fot. Świdnik na kartach historii

Last modified: 29 czerwca 2023

Zmień język »
Skip to content